Nic nie zapowiadało wspólnego bloga, a już z pewnością – bloga branżowego. Ewa studiowała polonistykę, pasjonowała się kinem, zaczytywała w ulubionych powieściach i zupełnie nie myślała o reklamie. Robert, wybierając kierunek studiów – zarządzanie i marketing – pozornie od początku wiedział, jaką drogę zawodową wybierze.
On był tym mocno stąpającym po ziemi, który na pewno znajdzie sobie „konkretną pracę”, ona – tą z głową w chmurach, której przyszłość jawiła się jako wielka niewiadoma. On wnikliwie śledził rynek pracy, obserwował firmy działające w regionie, namiętnie wertował Gazetę Praca, zasięgał opinii znajomych, miał swoje wymarzone korporacje. Ona do firmy, w której pracuje (aktualnie ósmy rok), zgłosiła się na praktyki studenckie, z przypadkowo znalezionego ogłoszenia, i... została. On rozważał wyprowadzkę do Warszawy czy Poznania z myślą o znalezieniu pracy, która pozwoli mu lepiej realizować ambicje zawodowe, ona twierdziła, że skoro już zakochała się w Toruniu, trzeba tu pozostać (argument wysoce merytoryczny).
Raptem oboje wylądowali w jednej branży – ona po stronie agencji reklamowej, on po stronie klienta. I choć reprezentują dwa bieguny relacji biznesowych, szybko zorientowali się, że dialog bywa inspirujący. Że wymiana codziennych doświadczeń – choć czasem burzliwa – pozwala spojrzeć na obowiązki zawodowe z innej perspektywy. Że rozmowa o pracy nie musi sprowadzać się do frustracji i narzekań. Że lektura specjalistycznej książki może być zaskakująca (i odbywać się w autobusie, na dywanie czy w wannie – stąd pierwszy pomysł na nazwę bloga: Pozycje marketingowe).
Postanowili zrobić użytek z tej konfrontacji, podzielić się swoją podwójną perspektywą. A że oboje lubią pogłębiać wiedzę z wybranych specjalizacji, sięgnęli po książki. I tak narodził się nowy kierunek w branży – marketing czytany! :-)
On był tym mocno stąpającym po ziemi, który na pewno znajdzie sobie „konkretną pracę”, ona – tą z głową w chmurach, której przyszłość jawiła się jako wielka niewiadoma. On wnikliwie śledził rynek pracy, obserwował firmy działające w regionie, namiętnie wertował Gazetę Praca, zasięgał opinii znajomych, miał swoje wymarzone korporacje. Ona do firmy, w której pracuje (aktualnie ósmy rok), zgłosiła się na praktyki studenckie, z przypadkowo znalezionego ogłoszenia, i... została. On rozważał wyprowadzkę do Warszawy czy Poznania z myślą o znalezieniu pracy, która pozwoli mu lepiej realizować ambicje zawodowe, ona twierdziła, że skoro już zakochała się w Toruniu, trzeba tu pozostać (argument wysoce merytoryczny).
Raptem oboje wylądowali w jednej branży – ona po stronie agencji reklamowej, on po stronie klienta. I choć reprezentują dwa bieguny relacji biznesowych, szybko zorientowali się, że dialog bywa inspirujący. Że wymiana codziennych doświadczeń – choć czasem burzliwa – pozwala spojrzeć na obowiązki zawodowe z innej perspektywy. Że rozmowa o pracy nie musi sprowadzać się do frustracji i narzekań. Że lektura specjalistycznej książki może być zaskakująca (i odbywać się w autobusie, na dywanie czy w wannie – stąd pierwszy pomysł na nazwę bloga: Pozycje marketingowe).
Postanowili zrobić użytek z tej konfrontacji, podzielić się swoją podwójną perspektywą. A że oboje lubią pogłębiać wiedzę z wybranych specjalizacji, sięgnęli po książki. I tak narodził się nowy kierunek w branży – marketing czytany! :-)
Życzę Wam powodzenia i od razu pochwalę stronę graficzną bloga - szczególnie dwa rozkoszne ołóweczki.
OdpowiedzUsuńMagdalaeno, dziękujemy serdecznie!
OdpowiedzUsuńjako naoczny świadek jego "studiowania" oświadczam, że kompletnie nie wiedział jaką drogę wybrać...
OdpowiedzUsuń